Nasz gospodarz ze wszystkich sił chce jak najbardziej uatrakcyjnić ukraińskim gościom pobyt w jego Folwarku. Jego kolejną inicjatywą była wycieczka do krakowskiego ogrodu zoologicznego. Na czele wyprawy stanęła niezawodna Lucyna Ryś. Dzieci, młodzież oraz dorośli otrzymali klasyczny suchy prowiant i wskoczyli do autobusu, który pomknął zakopianką do grodu Kraka.

 

Już sam podjazd do zoo jest atrakcją: 11 serpentyn pnących się w górę, wąska droga ledwo mieszcząca samochód i rowerzystę, morze drzew stanowiących kontrastowy krajobraz wobec krakowskiej architektury. A dalej jest tylko lepiej.

 

Prosto w paszczę lwa – znacie to powiedzenie? Właśnie tak mogli poczuć się nasi goście, którzy niemalże zaraz po wyjściu z autokaru stanęli oko w oko z parą tych drapieżników. Potem było mini zoo, gdzie najmłodsi wycieczkowiczowie głaskali kozy, owce czy… żółwie. Zachwyty przy wybiegu żyraf trwały tak długo, jak długa jest szyja tego niezwykłego ssaka. Nie sposób było zignorować barwne ptaki, te duże i małe. Figlarne pingwiny – nie, nie, w ogóle nie tłumaczyliśmy Ukrainkom, czemu na pingwiny mówi się „zakonnice”, to nie byliśmy my – na kilka ładnych chwil zatrzymały przy sobie dzieci. Potem słonie, szympansy, szukanie zamaskowanego gekona w akwarium czy spoglądanie na pływające foki.

 

Działo się i nikt nie wie, jak to się stało, że na spacerach między zwierzętami upłynęło kilka godzin. 

 

Zmęczeni (ale najedzeni – obfity prowiant, czyli niezawodne świeże bułki, soki i woda)  do Toporzyska wyruszyliśmy przed 16.00, by uniknąć koszmarnych krakowskich korków.